hello żuczki moje kofane... :)
jestem, jestem... i wcale nie pochłonęło mnie lenistwo - wręcz naprzeciw... ;)
na ten przykład: Czarna Inez czuła się samotna, więc załatwiałam jej przyjaciół...
jak widzicie, to marcowe koty i podusia... jej przód...:
...i szanowny tył:
zwracam uwagę, szanownego państwa, na zabawne drewniane guziczki... wiem, wiem... przebija biała poszwa... ;)
jak zapowiadałam, zrobiłam też kosze na włóczkę - sztuk dwie... ale ile trzeba nakręcić rurek, same wiecie... ;)
a tu już w kolorze - ponoć - oliwki... :)
a że nie samymi przyjemnościami żyje człowiek, niestety, to...
1. załatwiłam sobie wolontariat w ośrodku terapii uzależnień... i pracuję tam dwa razy w tygodniu... jakkolwiek to zabrzmi - ten rodzaj pracy sprawia mi frajdę... to jest TO... wiem to od dawna, jednak trzeba zarabiać pieniążki, więc pewnie we wrześniu koniec laby i do harówki w szkole... :/ póki co, korzystam...
2. latam do ginekolog na usg, oceny cyklu i takie tam... jeszcze się nie poddaliśmy... łykam progesteron i nie jest mi z tym dobrze - masakrycznie czuję się zmęczona i senna... ponoć początki ciąży są podobne...gdzie ja się pcham?! ;)
3. przygotowuję się do wiosenno-świąteczno-wiankowej wiosny... czyli: wyszukuję okazyjnie cenowo przydasie, zakupiłam nowy sekator (poprzedni pękł w łapach małża), kilkanaście metrów bawełny na nowe pokrowce (cóż, Rapuś nie należy do psów przykładających wagę do higieny;)), w głowie snuję fantazję na temat "co zawiesić, przyczepić, położyć, zamontować... na wiankach"... kuszą mnie szydełkowe czapeczki na pisanki... zresztą, same przecież wiecie, co wiosna robi z naszymi głowami i jak nasila zespół niespokojnych rąk... a tu czas dramatycznie ograniczony - wybaczcie więc, gdy nie będzie mnie tu tyle, ile się przyzwyczaiłam... ;)
4. krzątam się przy domostwie... nocami ktoś złośliwie roznosi kurze, liże szyby w oknach, palcuje na czarno ściany... co gorsza, żal mi małża, więc w tym wszystkim próbuję go godnie nakarmić... ;) w międzyczasie zapraszam wiosnę na balkon...przychodzi bez oporów, a nawet sama się wpycha...
o, tu... to wpychanie się wiosny...
to zasadzone własnoręcznie jesienią ubiegłego roku szafirki... z reguły nikt mi nie wierzy, że coś wyrośnie... a ja tak - dlatego rośnie... :) ubiegłej wiosny zakiełkowały i obficie zakwitły czarne tulipany :D
zastanawiam się nad wielkopostną ascezą... widzę wielki sens takich przedsięwzięć - nie tylko duchowy.. ale też znam siebie - nie lubię cierpieć - nawet troszeczkę... nie lubię czekać, odmawiać sobie, chcę mieć już i natychmiast i tak jak chcę... dużo kłopotów sobie przez to robię... rezygnacja ze słodyczy jest może i dziecinnym pomysłem - dla mnie (jako osoby uzależnionej od jedzenia) dużym wyzwaniem i przyniosłoby wspaniałe owoce... zobaczymy...
póki co - słońca życzę... i to w nadmiarze :)
idę polatać po waszych blogach....
Pracowite dni za Tobą :) "Kwadratowa" poduszka jest świetna, misterna praca się opłaciła, a takimi koszami nie pogardziłaby żadna dziewiarka, są idealne na nasze włóczki!
OdpowiedzUsuńMiłej niedzieli życzę i dużo siły :)
dużo siły i cierpliwości to mi dziś trzeba z powodu bloggera... żyje swoim życiem i całkiem się nie słucha :/
Usuńdziękuje za odwiedziny i miły komentarz :)
Bardza ładne prace. Mnie zaintrygował ten wianek, ale mało go widać. Czy jest włóczkowy, a kwiatki ma szydełkowe? Czy rozważyłabyś pokazanie go bliżej, proszę :-) (albo oczka kota paczaja)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
wianek jest w poście poprzednim... zwą go czarna Inez ;) jest cały włóczkowy - zaczynając od sweterka spodniego, kwiatków, listków i na ptaszorach kończąc :)
OdpowiedzUsuńuuups... wianek jest w jeszcze bardziej poprzednim poście niż poprzedni ;)
UsuńGenialna jest ta poducha! :) Tak wspaniale kolorowa i radosna! :) I wszysytko tak równo wyszyte :) A kosze też Ci rewelacyjne wyszły :) I też proste. Podziwiam :)
OdpowiedzUsuńwitam nowego gościa (gościówę ;)) dziękuję za komentarz... a propos rzeczy prostych - heheh - God bless Picassa ;)
UsuńPołączenie czarnego i kolorów super!!!!!W reszcie działań życzę sukcesów:)
OdpowiedzUsuńa dziękuję, dziękuję... postaram się ;)
UsuńFajne są te koszyczki. Szkoda, że ja ze względu na wszystko jedzącego psa nie mogę sobie na takie pozwolić ;-(
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego :-)
ależ możesz... to tylko papier - zwłaszcza, jak nie pomalujesz, to psu się nic nie stanie... ;D
UsuńNo tak, wolontariat daje dużo satysfakcji ... I uzależnia :D Buźka!
OdpowiedzUsuńgwałtowne zerwanie z tym nałogiem czeka mnie w wrześniu... niestety... ;/ ;)
UsuńWOW! Ale świetna ta poszewka. Wspaniale wyszła. A kosze!!! Super. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńooo... to zaszczyt być komplementowanym przez mistrzynię szydełka ;) pozdrawiam cieplutko :*
UsuńPracowita wolontariuszka z Ciebie... zastanawiasz nad wielkopostną ascezą, przygotowujesz do wiosenno-świąteczno-wiankowej wiosny, krzątasz się przy domostwie, wierzysz, że coś wyrośnie (i rośnie!!!), zrobiłaś piękne towarzystwo dla Inez i dwa kosze z papierowej wikliny na swoje kłębuszki!!! Powiem jedno - ja wymiękam przy Tobie!!!
OdpowiedzUsuńmoże to kwestia tego, że Ty - jako skromna osóbka - nie wszystkim sie nam chwalisz? ;)
UsuńZdolniacha...:) Taka podusia...dzieło sztuki...:) I kosze śliczniutkie... To są takie prace, z którymi ja jeszcze nie "zaprzyjaźniłam się..." , więc zazdroszczę umiejętności...:)
OdpowiedzUsuńhehehe... kokietka z tej naszej Kurki ;)
UsuńAle wiosennie , kocham ten rodzaj szydełkowych poduszek.
OdpowiedzUsuńto już jesteśmy dwie ;) dzięki za odwiedziny :*
Usuńpiękne prace, powodzenia w konkursie u Ilonki
OdpowiedzUsuńdzięki :) sama trzymam za siebie kciuki ;)
UsuńBardzo ładna ta twoja poducha :-)
OdpowiedzUsuńnooo... jestem z siebie dumna :)
UsuńWesoła, kolorowa podusia i fajny wianek:)
OdpowiedzUsuńpoducha jest rewelacyjna i to prawda, że szydełko wciąga na maxa :)
OdpowiedzUsuńPodusia jest fantastyczna :)
OdpowiedzUsuńOOOoooOOOoo uwielbiam takie ilości kolorów! Czekam na więcej :) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńPiękny ten oliwkowy kosz!
OdpowiedzUsuń