bardzo mi miło, że mój kwadratowy wianek się spodobał, bo jeszcze niejeden w mojej głowie siedzi ;) tu trochę się wysypało... (podkreślenia celowe - potrzebne w przyszłym poście ;))
uwielbiam rustykalny styl, taki siejsko-wiejski... wykrzywione drewniane framugi porośnięte mchem... a propos... uwielbiam zapach mchu... ciemny pachnie inaczej niż ten jasny - ponoć angielski...
doniczki to również me rękoczyny... ;) glina samoutwardzalna - znalazłam w sklepie plastycznym na półce dla dzieci ... . po rozgrzaniu w palcach zaczyna żyć własnym życiem - niczym guma do żucia... jestem wiec dumna ze swych doniczek - chociaż koślawe... w lepieniu garnków jeszcze nie mam wprawy... :)
następny kwadratowy wianek to już kolekcja świąteczna... ;)
gdzieś na jakimś blogu przeczytałam, że szydełkowanie nie pozwala autorce na zbyteczne myśli... ja mam odwrotnie... gdy ręce są zajęte, to w mojej głowie aż huczy... np. teraz wymyślałam potrawy na małą imprezkę urodzinową... to wyzwanie, bo jedna z gości nie jada cukru, inna ma alergie na jabłka i orzechy, a dzieci następnej koleżanki to bezglutenowcy ze skazą białkową... wychodzi na to, że podam jedynie warzywa ;D i popcorn - ten mogą i lubią wszyscy ;) ale wracając do wianków...
w gniazdku jajca z masy papierowej... czekały w koszyczku na biurku, aż się zlituję i gdzieś je umieszczę...
zanim przejdę do tradycji okręgu... ;) prezenty... jak tu zrobić, żeby dawać i dostawać takie, które wzbudzą radość... kiedyś już pisałam, że u mnie w domu wymyśliłam system - rodem z wesel - listy prezentów... mailowo wysłałam do gości, że uciesze się z nowego sekatora, starych gazet w typie "wyborczej", równie niepotrzebnych podkoszulków...nie wzgardzę włóczką czy akrylowymi farbami... itp., itd... dwa dni później ma urodziny przyjaciółka - poprosiłam ją o podobną listę... bo prezenty kupujemy "pod siebie",a nie zawsze komuś to potrzebne... psiapsiółka raczej nie ucieszyłaby się z sekatora ;D woli coś kosmetycznego, do "dopieszczenia" - jest młodą mamą, remontują mieszkanie - rozumiem... :)
no to już hop - do tradycyjnego wianka... jak obiecałam - okrągły, z papierowej wikliny....
miał być gotycki dla małża, ale... do jajka wskoczył zając i utknął, wystawiwszy jedynie swe przyrodzenie... szlag więc trafił wszelką mroczność... do jajec black&white (oczywiście - z masy papierowej) dorzuciłam nieco frywolnego różu... niech będzie zabawnie...
Madalena już wie, że to nie żadna zgapka... po prostu wychodzi na to, ze nasze mózgi są twórczo kompatybilne... ;)
mam jeszcze kilka wiankowych kółek i kwadratów w zanadrzu - ale napięcie trza stopniować... prawda? ;)
biegnę ściągnąć z kuchenki warzywa na sałatkę... a później jeszcze do dentysty... łeeee...
wysyłam trochę ciepła... :*