na tapczanie siedzi leń - nic nie robi cały dzień
o! wypraszam sobie! jak to ja nic nie robię?!
witajcie królewskie córy, szlachcianki, chłopki, a zwłaszcza feministki w tym dniu... ;)
a więc tak... gromadzenie, kupowanie i robienie przedświątecznych przydasi w pełni... o, tu... są dowody
dowód pierwszy:
to wzmożona produkcja jajec z masy papierowej, które grzecznie czekają na wyszlifowanie i malowanie...
i tu mamy dowód numer dwa:
zakupione akryle w barwach ze mną ostatnio kojarzonych ;) zajączek wskoczył do koszyka już przy wyjściu... no, bo czy mogłam się oprzeć? same zobaczcie...
oczywiście, nie byłoby mnie bez wianków wszelkiej maści... plotę, wiję i zagniatam... to przykład i dowód numer trzy... :)
dużo czasu spędzam też na waszych blogach... nie zawsze pozostawiam wpis, bo nie lubię się powtarzać (no, ileż można wpisywać, że cudo, piękne, wspaniałe, że podziwiam, a co gorsza, że zazdroszczę...?), czasem coś jest obiektywne ładne i starannie zdobione, ale do mnie nie przemawia... jak to mówią: not my style... ;) zdecydowanie łatwiej mi komentować literki, niż obrazki... bo jak ktoś pisze o sobie, o tym, co myśli, robi, czuje - to samo tak mi się palce na klawiaturze układają... :)
zajrzałam tez na słynną agrafkę... i byłam zaskoczona... raz - tym, co kto uważa za ręko-DZIEŁO... ponoć o gustach się nie dyskutuje... dwa - jak mało kasy chcą niektóre dziewczyny za naprawdę piękne, starannie wykonane i czasochłonne rzeczy... małż się tylko uśmiechał i przypomniał mi, jak sprzedałam swoje wianki na kiermaszu za cenę (a właściwie połowę ceny - ale o tym przy nim sza... ;)) materiałów i cieszyłam się jak dzieciak... no, ale ja nie uważam, ze moje tworki to ręko-DZIEŁO... bo jeśli ja potrafię to zrobić, to właściwie każdy... i nie jest to kokieteria...
chętnie bym dziś posiedziała i szydełkowała swój nowy pomysł... coś dla was, takie pierwsze candy z okazji moich urodzin... wybieram się jednak na wystawę prac mojej osobistej starszej siostry (tej, co TE geny wszystkie zabrała ;))
a wam, kochane, wysyłam nieco ciepła... plus kwiatki od małża z okazji dnia kobiety ;)
Wiesz, niby o gustach się nie dyskutuje ale niektórzy naprawdę nie wiedzą co to jest samokrytyka i nie rozumieją, że ich prace w dużym stopniu zaniżają poziom osobom, które naprawdę tworzą coś fajnego. Potem nie ma się co dziwić, że ludzie sceptycznie podchodzą do rękodzieła i nie chcą płacić za nie większych pieniędzy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
ja duża uwagę zwracam na dokładność prac... na dopracowanie, wrażenie, ze nawet chaos jest zaplanowany... ;) z drugiej strony - ważne tez dla mnie jest serce i spontan w tworzeniu... łatwiej tez "wyceniać" mi rzeczy, które też robiłam - wtedy wiem, ile i jakiej pracy się poświęca i jak kosztowne są materiały... stąd moje wnioski, ze jakieś dzieła i ich ceny są "od czapy"... a inne zaniżone...
UsuńWiesz co mnie jeszcze dziwi, że niektórzy według nas tworzą jakąś "chałę bałę", a innym są tym zachwyceni i to kupują.
UsuńMiłej niedzieli życzę :-)
Kochana, piszesz o tych co się nie cenią i za chwilę wyskakujesz z tym, że ty to nie rękodzieło i że każdy to potrafi, idealnie ilustrując co znaczy umniejszać to co się robi ... eh... twierdzisz , że każdy tak potrafi? Otóż nie, Kochana! Ja może skończyłam studia artystyczne, mam pojęcie o rysunku i innych takich "pierdołach" ;P , ale szydełko i druty to moja pięta achillesowa ! Próbowałam dawno temu i wychodziły mi takie koślawce, że się zniechęciłam :(
OdpowiedzUsuńno, tak gdzieś czułam, żeś z branży... ;D
Usuńja mam kupę "koślawców" za sobą, ale się uparłam... (i chętnie zobaczyłabym Twoje)dla mnie w ręko-DZIELE ważna też jest kreatywność własna, a ja jedynie odtwarzam, kopiuję wzory... chociaż dobra kopia to też swojego rodzaju majstersztyk... ;) trudno mi wytłumaczyć różnice - tak jakoś bardziej ją czuję... a może to faktycznie kwestia gustu i perfekcjonizmu...?