„(…) proces twórczy zawarty w tworzeniu działa uzdrawiająco, a podstawą tego procesu jest to, że większość ludzkich myśli i uczuć wyraża się bardziej w obrazach niż słowach. Dzięki temu ludzie zajmujący się tworzeniem lepiej radzą sobie ze stresem i urazami psychicznymi, nabywają zdolności poznawcze i doznają objawów radości, jaką daje obcowanie ze sztuką”.

W. Szulc, Historia Arteterapeutyki, „Edukacja i Dialog”, 8/2006

Translate

czwartek, 29 stycznia 2015

ZACZAROWANY OŁOWEK.., czyli o tym, skad tyle sniegu... wpis nieco spozniony

witajcie... z lekkim poślizgiem... :) coż za cudnie dwuznaczne powiedzonko obecnie... ;)
dziś krociutko, bo i tak po wszystkim... moja pierwsza haftowanka krzyżykowa...


pamiętacie? to część wygranej w rozdawjce... po skończeniu pledu, a jeszcze przed zestawem pana Bagginsa, gdy jeszcze nie miałam pomysłu, a ręce domagały się zajęcia, na dworze padało, padało i siąpiło deszczem - przypomniałam sobie, ze miałam spróbować hatu krzyżykowego...


wraz z postępami pracy (okazało się, ze to wcale nie takie hop-siup jak myślałam) dziwnym trafem na dworze pojawiały się nieśmiało pierwsze płatki śniegu... przypomniałam sobie wtedy filmik animowany "Zaczarowany ołówek" i to jak bardzo pragnęłam go swym dziecięcym sercem posiadać... coś potrzebujesz - rysujesz - masz...
i tak było z tym haftem... gdy skończyłam, śniegu było u nas po kolana... :D w sam raz na zaczynające się jutrzejszym popołudniem ferie... ja akurat weekend spędzam w szkole... małż nie dostał urlopu, wiec pewnie wyskoczymy na kilka godzin w góry na narty... mam tez w planie zamówione 100 lat temu wizyty u lekarzy specjalistów... po 40ce zaczęłam się sypać... jak ten śnieg... ;D

uprasza sie mistrzynie haftu krzyżykowego o życzliwe spojrzenie na ignorantkę ;)
pozdrawiam cieplutko :*



niedziela, 25 stycznia 2015

TAM I Z POWORTEM..., czyli wyzwanie z prezentem w tle...

witajcie :)
kochane, z przyjemnością czytałam wasze komentarze w związku z moim pledem :) dziekuję, to bardzo miłe i motywujące... :)
czy u was tez takie intensywne opady? skąd nagle tyle śniegu? o tym w następnym poście... a dziś... coś z klasyki literatury i ekranu... z wizyta u Bilbo Bagginsa....


to urodzinowy podarunek dla chrześniaka... coraz trudnej kupować mu prezenty... nastolatek z niego, na gry komputerowe ma szlaban rodzicielski, zabawek już nie trawi, a na droższe prezenta - ciocia za uboga... ;D ale skoro chrzestna matka, to i dobra wróżka... podaruje młodzieńcowi kamień-talizman (talizman w sensie przymrożenia oka... raczej dobre życzenia) Killiego (no, nie mogę wybaczyć Tolkienowi, ze go uśmiercił)...


że runy niewyraźne? tak miało być... ;p


...i odpowiednie etui na kamień... przecież nie mogłam chłopakowi zrobić z tego wisiorka, nie?


sakiewka z motywem sławetnych drzwi do hobbiciej norki Bilbo Bagginsa... poznajecie? małż nie poznał,a mieni się wielbicielem Shire... ;)
dorzuciłam jeszcze mapę podróży na Samotną Górę - z dużą pomocą internetu i drukarki... mam nadzieje, ze prezent uraduje 13-latka... na wszelki wypadek dokupiłam Twistera... ;)
cały zestaw zgłaszam też na styczniowe wyzwanie w Szufladzie... 


miało być minimum 4 połączenia.... zatem u mnie: turkusowe wzmocnienia na sznurek; motyw roślinny w postaci kwiatów i liści; całość z tkaniny ze sznurkiem zamiast wstążki; czarny kamień z białymi runami; koraliki jako kwiaty i malowanie kamieni jako coś nowego... odpuściłam koronki i coś dla siebie (chyba, ze radocha z robocizny się liczy?)...
wysyłam sporo ciepła :*


sobota, 17 stycznia 2015

CROCHET BLANKET.., czyli o wielkim finale, pustce w rekach i o psich zakusach...

dzień dobry, piękny słoneczny dniu!
bez zbędnego wstępu... proszę państwa, oto i jest! mój pierwszy pled... :D


i w całej swej okazałości :) musiałam wleźć na stołek, żeby objąć aparatem jego potęgę ;)


nie planowałam, żeby przykrywał kanapę czy coś podobnego... mam dwa zwierza z pazurami w domu... więc nie przetrwałby nawet tygodnia... ale już wypróbowany w otulaniu w chłodne wieczory :)
jakby ktoś chciał mieć taki szydełkowy patchwork, to przepis znalazłam TU... korzystałam ze schematu oryginalnego, ale gdyby ktoś chciał mieć większy kocyk, to proponuję pójść w ślady autorki bloga... a propos, autorka zamieszcza sporo różnych schematów... warto więc tam zaglądać :)


swój patchwork dodatkowo obrębiłam "falbanką"... jestem z siebie dumna :)
ręce, choć jeszcze obolałe, to już odczuwają pustkę... głowa marzy o kolejnym, jakimkolwiek projekcie, żeby te ręce czymś zająć... 
póki co... wysyłam nieco ciepła :*

ps
"ooooo... pani zrobiła mi nowy kocyk!"...


czwartek, 15 stycznia 2015

W SZKLANEJ WIEZY.., czyli o miłych i niemilych apsektach siedzenia w domu...



witajcie...
załatwiłam się na cacy... wiruchy dopadły mnie w Trzech Króli i do tej pory trzymają mocno... pewnie za sprawą towarzyszących im bakterii... :/ nie pamiętam już, kiedy ostatnio tak długo i mocno chorowałam... że to nieprzyjemne, tłumaczyć pewnie nie trzeba... :)
powoli kończę swój pled... zszyłam kawałeczki, pochowałam nitki i... obszywam zakończeniem.... łapki bolą, więc robię przerywniki na drzemki i inne sprawy... ot, chociażby przyszłam (w  końcu!) pętelki do ręczników czy zwęziłam poszewki na swoje niewymiarowe poduszki... zwiedzam również wasze blogi... i to ten miły aspekt chorowania właśnie :)

dziś w komentarzach doczytałam, ze Craft Style przyznał mi wyróżnienie ;D

                                             







to za zgłoszoną kiedyś tam, hen, hen,  pracę w Magicznym Wyzwaniu... mój Fairy Secret Garden... ;)


ależ się ucieszyłam! przemiła niespodzianka :) dzięki za uznanie i wyróżnienie :)
i z tym jesiennym akcentem wysyłam nieco ciepła... za oknem go całkiem niezłe ilości, jak na połowę stycznia, prawda? ;) :*

niedziela, 11 stycznia 2015

NIE TAK HOP.., czyli o chorowitym poczatku roku i o nudzie mozolnej pracy...

witam... spośród chusteczek, herbatek lipowych i innych kocyków... 

w Trzech Króli mnie rozłożyło... już, już myślałam, że wychodzę, a tu dzisiejsza w noc mnie doprawiał katarem i kaszlem... mróz puścił, deszcz popadał, temepratura wiosenna - najwidoczniej to mi nie posłużyło... a tu gorący okres w pracy - więc mam poczucie winy, żem taka licha... to dopiero chore, nie?

myślałam, ze samo zszycie tych wielu kawałków (które robiłam od sierpnia ubiegłego roku) to pikuś... hmmm, przepraszam... Pan Pikuś... a tu szydełkowanie, szydełkowanie...


...szydełkowanie...


... i końca nie widać...


nie wiem, jak wy, kochane, ale ja wolę szybkie efekty... pól wieczoru, kilka godzin i już gotowe... krótkodystansowiec ze mnie... ;)
 pozdrawiam serdecznie i wysyłam mnóstwo pledowego ciepła :*


niedziela, 4 stycznia 2015

POLFINAL..., czyli podsumowania nie bedzie, ale ciag dalszy i owszem... ;)

witajcie :)
w ramach podsumowania 2014 roku... nic nie będzie ;D za to są plany, czyli dalsza eliminacja rzeczy szkodliwych i inwestowanie w te pożyteczne... ogólnie mówiąc - z Bożą pomocą - rozwój... ;) do tych pożytecznych i jakże przyjemnych nadal wlicza się szydełkowanie i inne tego typu rękoczyny...
zbliżam się do końca projektu "PLED"... cały dzień chowałam nitki... ależ tego nie lubię...


wszystko przygotowane do połączenia...


 lubię zabawę w kolory... zwykłe ścinki, a tyle przyjemności dla oczu...


myślałam, ze dziś dam radę połączyć, ale... nawiedziła mnie 4-letnia Madzia... więc było kolorowanie księżniczek, malowanie paznokci i robienie sałatki...
wysyłam nieco ciepła... :* jutro do pracy... bleeee...