wczoraj biomet zdecydowanie był niekorzystny... z szafy powychodziły beboki, straszaki i męczyły okrutnie... znacie te dni? gdy świat wydaje się szary i bez sensu, pojawia się napięcie i niepokoje - nie wiadomo skąd... takie widma przeszłości...
chwyciłam wiec za pistolet i skleiłam gałązeczki z szyszkami... będzie to baza dla bożonarodzeniowych drzewek, a teraz przysłużyły się jako ozdobnik świecznika... w całym domu pachniało wanilią...
dziś - zdecydowanie lepiej - bo jestem na baterie słoneczną... długi spacer z psami po lesie... a że w kieszeni nosze ostatnio sekator, to przytargałam kilka gałązek, again... już mam dla nich pomysł... na razie czekają w wazonie, bo bardzo śmiecę w czasie robotki, a mąż wczoraj odkurzał, więc nie ma co dziś go denerwować... co nie? bo się jeszcze zniechęci, nie daj Boże, do pomagania żonie w domu... ;)
To chyba na wszystkich ta listopadowa pogoda tak działa :-(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)