jakieś białe coś spadło na trawnik... pinczer się trzęsie i ciągnie ze spaceru szybko do domu... zima, ewidentnie zima... chociaż do adwentu jeszcze kilka dni, a do Bożego Narodzenia sporo czasu, powoli wciągam się w przygotowania... ot, choćby, weźmy takie na przykład bombki... :)
historia jest prosta... chociaż moja mama już dawno wyrzuciła nas z gniazda, to dopiero teraz robi po nas gruntowne porządki... dała mi niedawno moje pudło z przydasiami sprzed lat... a tam pełno skarbów... na przykład obcięte frędzle z szala siostry, resztki włóczki, stary obrzydliwy bałwanek cuchnący chińszczyzną, którego kiedyś byłam dostałam i nie wypadało w onych czasach wyrzucić.. a teraz proszę - wykorzystałam do cna... z górnej części bałwanka, kilku sysuni z dziwnego drzewka (a znalazłam takowe w kwiaciarni), resztka czerwonej włóczki i proszę bardzo...
czarno-białe frędzle - przemiłe w dotyku i męciusie jak kaczuszka - połączyłam niezgrabnymi węzełkami i zrobiłam z nich włóczkę - obszydełkowałam drugą część bałwanka, gałązki, dzwoneczek i... proszę :)
przez cały czas, jak mnie nie było pisemnie na blogu, pracowałam jak mała zimowa pszczółeczka... ;) uczyłam się "postarzać" deski, bo w końcu kiedyś tam ozdobię je decoupage i zrobię z nich zawieszki oraz obiecany małżowi wieszak na klucze i pudełko na karty do remika... szykuję się też do wielkiego projektu budowlanego - czyli stworzenia małych domeczków :) próbowałam też nadać wiekowego wyglądu gipsowym aniołkom... dostałam od siostry emigrującej do Austrii 5kg gipsu budowlanego, a od małża nadmorską (bo z naszego urlopu we Władku) formę do odlewów... ruszyłam więc z masową produkcją i nawet zastanawiam się nad ogłoszeniem wymianki - gdyby były chętne... :)
a to wyżej wspomniane aniołki :) w wersji "old"...
...i w masowej produkcji ;)
z przydasiów już też powoli się coś wyłania... wieczorna sesja zdjęciowa nie oddaje blasku kryształka... a szkoda...
i jak widać, nadal pilnie uczę się fotografii i szaleję w Picassie ;) teraz już - HURRA! - na własnym aparacie, który kochany małż wylicytował połowicy swej na allegro... :)
kończę dzień pełna pogody ducha i wdzięczności :) a wcale się tak nie zapowiadało... jak to mówią: "szczęście to kwestia decyzji" :) czego sobie i wam, kochane, życzę... :*
Szalejesz! Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńnoo... szaleństwo to dobra nazwa ;)
UsuńAleż różnorodność prac i talentów:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny i komentarz. A z decoupage głowa do góry ja też się uczę.
Pozdrawiam:)
dziękuję... tego dziś potrzebowałam :*
Usuńtu jest wszystko super
OdpowiedzUsuńmiło mi :) dziś nadszedł dzień, w którym wykorzystam te przydasie...
Usuń