„(…) proces twórczy zawarty w tworzeniu działa uzdrawiająco, a podstawą tego procesu jest to, że większość ludzkich myśli i uczuć wyraża się bardziej w obrazach niż słowach. Dzięki temu ludzie zajmujący się tworzeniem lepiej radzą sobie ze stresem i urazami psychicznymi, nabywają zdolności poznawcze i doznają objawów radości, jaką daje obcowanie ze sztuką”.

W. Szulc, Historia Arteterapeutyki, „Edukacja i Dialog”, 8/2006

Translate

piątek, 8 listopada 2013

Anatewka, rurki i bałagan...

uwielbiam musicale, jeden z ulubieńszych to "skrzypek na dachu", do którego wracam jak ten szalony bumerang... a że mogę, to wczoraj deszcz za oknem, a ja wpatrzona w monitor i kręcę papierowe rurki...  i tak sobie myślałam o tych Jotkowych słowach, że koszyk może być niedoskonały, bo dla samej siebie... czasem tak mam, mam zgodę na niedoskonałość rzeczy w moim domu, a częściej mam tak, że coś ładnego kupię - niby na prezent dla kogoś, a zostaje u mnie... 

w międzyczasie tych rozmyślań powstają wianki... 


ten z ptaszkami akurat nie mego autorstwa, ale też wejdzie w asortyment moich wytworów... ;)

z drugiej strony... popatrzałam wczoraj na moje hobbicie mieszkanko... (bo maleńkie) śmiejemy się z mężem, że w mojej pracowni wynajmuję mu gabinecik na komputer... ale tak naprawdę to nie jest śmieszne... bo nasz wspólny pokój "do pracy" jest zawalony papierem, drutami, gałązkami, kartonami i wszelkim innym śmieciem, które KIEDYŚ się przyda... po całym mieszkanku walają się rzeczy, które KIEDYŚ ozdobię, dokończę, przemaluję... KIEDYŚ pomyślę nad aranżacją miejsc, które teraz straszą... a teraz czekają, bo robię wianki dla innych osób... jakby dla mnie samej, mojego mieszkanka nie było już czasu, jakbym ja nie musiała przebywać w pięknych wnętrzach, które tak podziwiam u INNYCH...zasmuciło mnie to, ze tak niefajnie traktuję osobę, z którą przyjedzie mi żyć do końca... i nie chodzi tylko o męża... to ja jestem sobie najbliższą osobą i tej najbliższej osobie daję jakieś resztki... :(

obdarowywuję ludzi za darmo, przecież nie zarabiam na moich wytworach (a pewnie bym chciała ;)), zatem czemu? podjęłam więc dycyzję, że o siebie też zadbam, że pewnie niedługo ukażę wam zdjęcia "after" i "before" wielkich i małych zmian w moim mieszkanku... 

zaczęłam od uszycia ubranka dla koszyczka... dla siebie... :)

  

 


4 komentarze:

  1. ale ładny ten koszyczek! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi też bardzo podoba się ten koszyczek, jest taki delikatny ...
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam:-) zawędrowałam tu przypadkiem, ale bardzo mi się spodobało. Urzekły mnie te Twoje wianki:-) są z papierowej wikliny? Jak to robisz że są tak ładnie skręcone/zwinięte

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ładnie?! toś mnie mile zaskoczyła ;D to papierowa wiklina, której akurat w przypadku wianków nie zaplatam, tylko owijam wokół stelaża z drutu..
      dzięki za uznanie :*

      Usuń

Dziękuję za każde słowo :)