witam... spośród chusteczek, herbatek lipowych i innych kocyków...
w Trzech Króli mnie rozłożyło... już, już myślałam, że wychodzę, a tu dzisiejsza w noc mnie doprawiał katarem i kaszlem... mróz puścił, deszcz popadał, temepratura wiosenna - najwidoczniej to mi nie posłużyło... a tu gorący okres w pracy - więc mam poczucie winy, żem taka licha... to dopiero chore, nie?
myślałam, ze samo zszycie tych wielu kawałków (które robiłam od sierpnia ubiegłego roku) to pikuś... hmmm, przepraszam... Pan Pikuś... a tu szydełkowanie, szydełkowanie...
...szydełkowanie...
... i końca nie widać...
nie wiem, jak wy, kochane, ale ja wolę szybkie efekty... pól wieczoru, kilka godzin i już gotowe... krótkodystansowiec ze mnie... ;)
pozdrawiam serdecznie i wysyłam mnóstwo pledowego ciepła :*
Mnie takie długotrwałe projekty strasznie zniechęcają... Dlatego podziwiam Twoją cierpliwość, bo ja to bym już dawno wszystko w kont rzuciła :-)
OdpowiedzUsuńWażne żeby się nie zniechęcać i iść do przodu :)
OdpowiedzUsuńJest co zszywać ,dasz radę kochana .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ewa
jakie piękne!
OdpowiedzUsuńZ każdym elementem jesteś coraz bliżej końca :-)
OdpowiedzUsuńDużo zdrowia Ci życzę.
Pozdrawiam serdecznie.
Ja lubię szydełkować na "średnie dystanse". Krótkie wydają mi się zbyt błahe, a długie zbyt nużące.
OdpowiedzUsuńJa też lubię szybko.
OdpowiedzUsuńAle satysfakcja z własnoręcznego pledu warta jest wysiłku :)