„(…) proces twórczy zawarty w tworzeniu działa uzdrawiająco, a podstawą tego procesu jest to, że większość ludzkich myśli i uczuć wyraża się bardziej w obrazach niż słowach. Dzięki temu ludzie zajmujący się tworzeniem lepiej radzą sobie ze stresem i urazami psychicznymi, nabywają zdolności poznawcze i doznają objawów radości, jaką daje obcowanie ze sztuką”.

W. Szulc, Historia Arteterapeutyki, „Edukacja i Dialog”, 8/2006

Translate

piątek, 14 lutego 2014

PRIMAVERA EN MEXICO.., czyli o turkusowej tajemnicy, rozpoczetym sezonie wiankowym i o błogosławienstwie niewiedzy...

nie zginęłam, jestem... drogie królewny i zacni ksiażęta...
wciągnęła mnie turkusowa wymianka, o które na razie sza... wiecie - wszelkie zdjęcia i informacje dopiero o godzinie zero... poza tym nie będę psuła komuś niespodzianki, prawda? 

oprócz tego otwarłam sezon na wianki... wiosenne, chociaż zimowe... po prostu wianki w sweterkach... o to pierwszy - primavera en México, zwany tez jako czarna Inez... ;)



mam nadzieje, ze można na zdjęciu odróżnić faunę od flory ;) w kwiatach czają się ptaszory... zakochane - jak przystało na walentynki ;)


oprócz tego u mnie i za oknem Bollywood - czasem słońce, czasem deszcz... błogosławię ostatnio za czasy, w których się urodziłam i żyję... gdybym przyszła na świat z 30 lat wcześniej, pewnie nie dałabym rady w czasie porodu, jak i zmogłaby mnie infekcja w 8. miesiącu życia...
a gdybym urodziła się - dajmy na to w 2000 roku, to byłabym jakaś taka niepełnosprytna... ;) i tu wychodzi na to, że czasem lepiej nie wiedzieć... gdy byłam dzieckiem, nikt nie słyszał o zaburzeniach SI i rożnych celiakiach... jak nie tolerowałam polskich produktów, znajomy ksiądz sprowadzał z darów milupy i jakoś żyłam... mama szyła lalki, rajstopy hekolowała nam na drutach, wycinała metki, które drażniły mi skórę i litrami piłam wapno na kolejne uczulenia... w podstawówce ciężko szło mi rękodzieło (pamiętacie, stare, dobre ZPT, gdy na ocenę było podłożenie spódniczki na maszynie, zrobienie ze dwóch surówek, haftowanie i dzierganie czapki na zimę, a nawet wystruganie szafeczki na klucze?)... panie bezradnie rozkładały ręce, ja ryczałam co tydzień, ale zaliczyć trzeba było do skutku... nikt nie słyszał o jakichś dysleksjach, więc do znudzenia wypełniałam kolejne zeszyty kaligrafią, mama dyktowała mi dyktanda, czytałam na głos i liczyłam "słupki"... zupełnie niechcący stosowane na mnie terapie dysleksji i stymulację SI... wyszło to tak sprytnie, że nie wiedząc, że mój mózg popaprany, pracowałam później w korekcie i jako redaktor, posługując się słownikiem, skończyłam wychowanie fizyczne, a później kolejne studia - zupełnie nieświadoma swej ułomności ;) dopiero tam dowiedziałam się o swojej dysleksji, zaburzeniach równowagi... mało tego, okazało się w czasie testów, że nie dorastam do stóp IQ reszcie ludzi na roku, mam zaburzona uwagę i bardzo kiepską pamięć krótkotrwałą... jakim cudem miałam druga średnią na roku i dyplom z wyróżnieniem, do tej pory nie wiem... ;) bo typem kujona tez nie bardzo jestem i gotowa jestem przysiąc, ze ściągałam może ze 2-3 razy w życiu...
podobnie ma się z depresją... zanim odkryłam dla siebie leki, stosowałam stara zasadę koleżanki (cierpiącej od kilkudziesięciu lat na zaburzenia dwubiegunowe - fatalna rzecz, ratują tylko leki i pobyty w szpitalach) _ "wstawaj rano, czesz się, myj, idź do pracy - mimo iż ci się nie chce"... jakie te rzeczy są trudne, zrozumie tylko ktoś, kto przechodził depresję ( w sensie choroby), a ja traktowałam swój stan jako dziwne fanaberie... podobnie było z uzależnieniem od jedzenia i obsesja wagi... 

jak to dobrze czasem nie wiedzieć... bo gdy wiem, to często się bardzo boję albo nie podejmuję się czegoś, bo niemożliwe... wykorzystuję też swoją buntowniczą naturę czy raczej postawę typu "niczym nie ryzykuję, więc próbuję..." nie mam rękodzielniczego talentu, to cóż mi szkodzi nakupić szydełek i włóczek i sobie dziergać? mam depresję? to cóż mi szkodzi spróbować być szczęśliwą? nie wiem, czy to wiosna, czy zima? to robię "choinkę" z żonkilami...


i skoro dziś walentynki... poznaliśmy się z małżem 18 lutego, 18 kwietnia założył mi na palec pierścionek, a 18 sierpnia obrączkę - wszystko tego samego roku, zaraz potem skończyłam 40tkę... byłam przerażona... może nie wyjść? wzrasta liczba rozwodów? mamy za dużo cech starokawalersko-panieńskich? za późno na dzieci...? łeee... więc nie ma już nic do stracenia... dziś do śniadania dostałam od małża bukiet tulipanów...a żaden tam z niego romantyk...

po co to piszę? czasem lepiej nie wiedzieć... ;)
wysyłam dużo ciepła... i wiele nadziei... :*


10 komentarzy:

  1. Pewnie czasem lepiej nie wiedzieć... ale znam zbyt wiele przykładów kiedy ktoś z takim podejściem do życia kończył źle, bo "było już za późno"...więc tak,ale tylko czasem :)

    A co do wianka to jest przeeeeeecudny, pozytywna energia bijąca z niego obezwładnia! U mnie też już wianek, ale przy Twoim jakiś taki blady :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pani wybaczy... ale pozwolę sobie sprawdzić osobiście te bladość... ;)
      dlatego napisałam "czasami"... bo w przypadku lepiej wiedzieć od razu, a nie chować głowy w piasek... (patrz: małżowie tak mają...) ;))

      Usuń
  2. Właśnie pomyślałam o Tobie, a tu proszę nowy post :-) Ja jutro albo w niedzielę zaczynam przygodę z szydełkiem. Wełenki skompletowane, szydełko jest, fachowa prasa również i oby tylko chęci gdzieś sobie nie uciekły :-) Buziaki :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no, to gratuluję! sądząc po Twoich szyciowych pracach, rączki sprawne... na pewno się uda! :*

      Usuń
  3. czarna Inez powaliła mnie na kolana!!! brak mi słów! nie było Cię, nie było, a tu taaaadaaaam!!! ja bym Cię nie zaliczyła do "niepełnosprytnych" (bardzo mi się spodobało to określenie :D:D:D) i obalam mit, że nie masz rękodzielniczego talentu!!! Kupuj te włóczki i dziergaj tu jak najwięcej, a jeszcze jak chcesz, to do sanek zające przywieś, żeby dzwoniły! Ciepło odebrałam - grzeje :), nadziei jeszcze trochę mam (ale od przybytku głowa nie boli)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zające? podglądałaś?! i tow mojej głowie?! ja tu właśnie o wianku z zającami pomyśliwałam... ;)

      Usuń
  4. Zdolna bestia z Ciebie!
    Miałam, a właściwie mam podobny problem. Bardzo brzydko piszę. Pamiętam jak w szkole co chwilę dostawałam jedynki z tego powodu, czasami nauczyciele zatrzymywali mnie na przerwę po sprawdzianie i musiałam im czytać swoje wypociny, nikt nigdy ode mnie zeszytów nie pożyczał, bo nawet ja miałam problemy z odczytaniem siebie ;) Teraz już ładniej piszę, udało mi się jakoś zwalczyć tę dysgrafię przepisując w kółko zeszyty w sposób umożliwiający normalne funkcjonowanie. Błędy ortograficzne też robiłam, ale zaczęłam czytać książki w większych ilościach i mi przeszło, taka oto dysfunkcja spowodowana lenistwem była ;)
    Ale i tak sądzę, że jak ktoś jest w czymś kiepski, to zamiast się irytować, denerwować i na siłę starać się to zmienić, to lepiej będzie jak znajdzie jakąś dyscyplinę, w której będzie dobry i się spełni. W dzisiejszych czasach, w dobie komputerów, nie musimy wszyscy kaligrafować. Uważam, że powinniśmy wykonywać manualne czynności, ale bez presji i porównywania się do innych - przynajmniej w szkole :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chodzi o to, że nie siadłam na laurach z miną "mam papiery na zaburzenie, nic nie muszę..." niesprawne usprawniam, ile mogę - resztę akceptuję... :) przeszkadza mi tylko jeszcze pomyłki w liczeniu liczb, zwłaszcza jak mają zera w sobie... mam wiele zabawnych sytuacji w czasie zakupów czy kiedyś, gdy brałam kredyt... bliscy, którzy o tym wiedzą, pilnują, żeby mi się 10 zł nie myliło ze 1000 ;)

      Usuń
  5. Przepiękne wianki. Depresję znam, praca mnie wykończyła i szef terrorysta. Długo się z tego wychodzi i ona już zawsze czai się gdzieś w pobliżu - dla mnie lekarstwem są moje lalki i mój magiczny świat... i takie dziewczyny jak Ty, zakręcone swoją pasją i potrafiące dać sobie radę. Dziękuję Ci za ten wpis - dał mi wiele nowej energii. Zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie kkrywam, że zwabiła mnie "czarna Inez", która mnie zaczarowła...ech....Natomiast wpis przeczytałam z największym zainteresowaniem. To prawda- nikt nam niczego ni sprawdzał, albo byliśmy tępi , albo lenie. Nic innego nie tłumaczyło dwój ;-)Dzieciom teraz łatwiej, bo wiedza na temat różnych mikrouszkodzeń i ułomności jest wielka, ale....są, jak piszesz, niepełnosprytni . Co dziwne, ja jakos tez taka niepełnosprytna jestem , choć stuknęło 39, a rękodziłęo w moim życiu pojawiło się dopiero kilka lat temu. Moje prace z ZPT zaliczałam dzięki temu, że....dobrze myłam szklanki pani od przedmiotu:-). Ale widocznie nigdy nie jest za późno, żeby coś zacząć! Pozdrawiam serdecznie i już dopisałam się do grona obserwatorów.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde słowo :)