panie, panowie, królewny... witam
zamknęłam się w kwadratach - dosłownie, mentalnie, psychicznie... małż - jako część męska gatunku - robiąc rzecz jedną daje jej 95% uwagi... mój kobiecy mózg jednocześnie pilnuje gotowanej zupy, liczy oczka kwadratów na szydełku i rozmyśla nad rzeczami z wczoraj, z dziś i z jutra... i nie jest to kwestia nadmiaru czasu czy odpoczynku - ot, taką konstrukcją jest kobieta...
w tzw. międzyczasie powstało to:
ale po kolei...
nie pamiętam, czy już pisałam, ale od operacji mój organizm jakoś nie może się pozbierać - przynajmniej do stanu sprzed pół roku, a już o stanie sprzed 10 laty marzyć nie ma co... trafiłam wtedy - w końcu - do dobrego ginekologa-chirurga... jako chirurg bomba, ale nie jako lekarz, który uspokoi, wyjaśni czy zaopiekuje się... czyli nie taki na ciążę... poza tym chodziłam do niego prywatnie za ciężkie pieniądze... teraz poszukałam w nfz i znalazłam - mam nadzieję - skarb lekarski w postaci kobiety... nie traktowała mnie jak gupowatego pacjenta, przedmiot swoich oddziaływań, a po prostu jak człowieka i to takiego, który jest w stanie pojąć, co się do niego mówi... zdecydowanie nie posiadam wiedzy medycznej jak lekarz, ale coś tam wiem... no i efekt badan i rozmowy jest taki, że z racji wieku i osobowej niedoróbki hormonalnej mam nie mieć zbyt dużych nadziei, raczej potraktować ewentualne zaciążenie jako szanse na miłą niespodziankę... od kilku dni trzymam więc pod językiem gorzką dawkę progesteronu, zrobiłam badania na rezerwę jajnikową (bagatela 140 zł plus 4 zł za pobranie - a to i tak najtaniej w regionie), czekam na okres, dzwonie na komórę do doktór i zaczynamy stymulację hormonalną, ryzykując w tym momencie przyspieszenie menopauzy...zaczęły się jednak komplikacje proktologiczne, że tak to ujmę... chyba z tego dobrobytu relaksu tyłek mi rozrywa... dosłownie... jestem na etapie wypróbowywania domowych maści i rezerwacji wizyty u lekarza... wokół mnie kilka osób miało wycinane przetoki, wiec wizja kolejnej operacji starszy mnie nocami...
to część biologiczna tematu... być może zbyt obrzydliwa, intymna i nie na miejscu... w blogosferze hand made ma być ładnie, pięknie, higienicznie... ale to MÓJ blog, więc kto nie chce, ten niech nie czyta, tylko ogląda obrazki, które poniżej - i owszem - zamieszczę...
jednocześnie dopadł mnie kryzys wieku średniego... myślałam, ze tylko faceci go przechodzą i ganiają potem za osiemnastkami... poza tym mnie miały takie rzeczy nie dotyczyć, bo jestem po terapiach i z okazji zawodu mam wiedzę na ten temat... o, naiwności! kryzys rozwojowy dotyczy każdego - niektórzy mają łatwiej... moje myśli i emocje krążą wokół sensu życia, jego celu, mojego celu, celu naszego z małżem związku, bo miłość to nie wszystko - tak mi się na dziś wydaje... mienie potomstwa - chociaż ograniczone w czasie - to jednak jest cel i zadanie na kilka lat... a to nam może umknąć... praca w szkole, która daje mi pieniądze, nie jest moja ulubioną i najchętniej do niej bym nie wracała... ta, którą lubię - jako psycholog kasy nie daje i na razie nie mam możliwościowi rozwoju w tym kierunku (patrz: brak funduszy)... więc zastanawiam się, czy tego nie rzucić pozbawiając się męczących złudzeń... itd., itp....
jestem człowiekiem czynu i zwolennikiem konfrontacji... stąd podjęcie ostatniego zrywu ginekologicznego i zgłoszenie się do znajomego terapeuty do jego poradni leczenia uzależnień jako wolontariusz... kasy z tego nie będzie, ale na pewno dużo doświadczenia, nauki i możliwości superwizji... no i zobaczę, czy się nadaję, czy mam się rozwijać i jaki były prawdziwy motyw podjęcia się tego zawodu... zaczynam w piątek... zabieram szydełku dwa dni w tygodniu...
rozpisałam się - ale mało wokół koleżanek, a te które są - zajęte praca, pieluchami i swoim cierpieniem... małż i tak obciążony depresyjnością małżonki, wzmaganą chyba przez te zażywane hormony...
ale teraz już tylko obrazki, obiecuję...głownie i jedynie ukończona poducha z kwadratów... pomysł zrobienia "drugiej strony" z dużego, jednokolorowego kwadratu zostawiam na kolejny, zaczęty już projekt... i tak, widok z przodu:
i z tyłu:
chciałabym zwrócić uwagę szanownego państwa na zapięcie... myślałam o drewnianych guziorach, ale znalazłam te maleńkie guziczki w kratkę, w kolorach dokładanie takich jak na podusi... :)
i to by było na tyle...
acha, jeszcze tylko fota tortu z urodzin chrześniaka... czego to ludzkość nie wymyśli...
to zielono-żółte niby śmietana, ale... każdy miał zielony język, zęby i palce - jeśli się dotknął... cóż to za cholera?! pod spodem dowód - jęzor siostrzenicy... ;)
wysyłam nieco ciepła... :* małż załamany, bo w tym roku szansa na narty raczej przepadła...
Życzę powodzenia i w życiu domowym(trzymam kciuki)i w życiu zawodowym!!!A poducha śliczna:)I jak wszystko równiutko no no:)a tył się super prezentuje:)
OdpowiedzUsuńno sama jestem w szoku, ze równo wyszło... i ze w ogóle wyszło ;D
Usuńbiorę się za poduchę folklorystyczną...
Cześć Gizrapko! Opisałaś dzisiaj coś, co męczy mnie od około 3 miesięcy. Chodzi mi o ten kryzys rozwojowy. Kurcze, w tym roku stuknie mi 34 lata, a ja nie wiem co ze sobą zrobić. W mojej głowie panuje bałagan. MASAKRA.
OdpowiedzUsuńŚliczna poducha! Buziaki :-*
nie chcę Cie martwić, ale może to być inny kryzys ;) jeszcze ten z epoki "intymność a izolacja"... dziękować, to mam za sobą, w końcu wyszłam za małż i jeszcze nie wracam ;) ... siedzę teraz w "płodność vs stagnacja"... polecam Ericksona w tym zakresie, to mój ulubieniec i nie chodzi o tel. komórkowy ;D
UsuńHm, chyba muszę się zapoznać z tym Eriksonem.
UsuńDzięki i pozdrawiam :-)
chcę pocieszyć, ale nie wiem jak :(
OdpowiedzUsuńnajważniejsze myśleć pozytywnie, wszystkiego dobrego na każdy dzień!!! :)
podusie super.
dziękuję :) po proszę teraz więcej przepisów na proste potrawy bez piekarnika ;)
UsuńPrzeczytałam, bo nic, co ludzkie nie jest mi obce :) trudno znaleźć słowa, które pocieszą... życzę Ci dobrych decyzji i wytrwałości!!! A poducha śliczna, ja już się zakochałam w samych kwadratach, jak tylko powstały.. i czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńa może kwadraty za wampiropingwiny? hehehe
Usuńaa to już wiem czemu tak chętnych do adopcji odstraszasz - sama byś chciała te wampiropingwiny :D:D:D... za późno, bo nie mam więcej :(, ale poczekaj odezwę się jak coś wykombinuję :) aaa ciasto upiekłam pyszne - zapraszam!!!
UsuńW kwestii zdrowotnej trzymam kciuki,a poduchy super przytulaśne:)
OdpowiedzUsuńdzięki kobitki, dzięki... nie o pocieszenie tu chodzi... tylko o "wysłuchanie" cierpliwe, bez kazania i tekstów typu "nie martw się" czy "weź się w garść"... bo co to ja patelnia jestem? ;) wygadać się czasem mi potrzeba, bo ja na głos tak myślę... i dzięki, ze to mi dajecie...
Usuńpani doktor powiedziała, ze jeszcze nie do proktologa (ufff..), że na razie maść..
dodam tylko, ze wczoraj wywaliłam piekarnikiem korki i do rana o świecach, a już bałam się, że spaliłam kabelki... dziś małż się wszystkim zajął, żebym spokojnie pierwszy dzień w pracy wolontariackiej spędziła... no i dzień był całkiem udany, a ja dalej do przodu z uśmiechem :)
Pocieszać nie będę, bo widzę, że wszystko wskoczyło na dobre tory : dobra lekarka, starania w toku, nowa praca...poducha skończona (zresztą bardzo piękna!) oby tak dalej! Może się nie znamy (choć sue czytamy), ale wysyłam Ci moje wirtualne wsparcie! Bo my istoty depresyjne musimy trzymać się razem!
OdpowiedzUsuńGuziczki do poduchy idealnie dopasowane :-)
OdpowiedzUsuńA co do życia prywatnego, mam nadzieję, że wszystko się ułoży po Twojej myśli. Ciężka sprawa z tym kobiecym organizmem, w pewnym stopniu wiem, co czujesz, bo mam podobny problem.
ale jak małż pyta, czy wolałabym być facetem, to z reguły krzyczę "zwariowałeś?!!!"
OdpowiedzUsuńkurcze przeczytalam...nawet dwa razy i nie wiem co mam ci napisac...
OdpowiedzUsuńGon za szczesciem i marzeniem i spelnieniem, chocby nie wiem co:) Trzymam kciuki!!!
dzięki :*
Usuń