„(…) proces twórczy zawarty w tworzeniu działa uzdrawiająco, a podstawą tego procesu jest to, że większość ludzkich myśli i uczuć wyraża się bardziej w obrazach niż słowach. Dzięki temu ludzie zajmujący się tworzeniem lepiej radzą sobie ze stresem i urazami psychicznymi, nabywają zdolności poznawcze i doznają objawów radości, jaką daje obcowanie ze sztuką”.

W. Szulc, Historia Arteterapeutyki, „Edukacja i Dialog”, 8/2006

Translate

niedziela, 9 lutego 2014

ETAP PIERWSZY.., czyli o tesknocie za wiankami, permamentnym zmeczeniu, parytecie i sadzy everywhere..

słońce - piękne i... bezlitosne dla perfekcjonistki-bałaganiary... gdy zaświeci, pokazuje każdą kropelkę brudnego, zasuszonego śląskiego deszczu, pyłek z parkingu pod oknami, zaślinione psimi nosami szyby... nic się nie ukryje... podłoga bije po oczach cicikami, piaskiem i kurzem... nie da rady - trza czasem sprzątać... nasze dwuosobowe stado jest poprawne politycznie - mamy równouprawnienie i zachowujemy wszelaki parytet... małż wziął na siebie podłogi, ja wszystko, co nad nimi...  nawet rzuciłam się z szmatą na okno balkonowe, jedno z trzech w naszej norce (no, bo nie ma co przesadzać, nie?) po godzinie legliśmy bez życia, kontemplując swe dzieło, czytając książki, popijając gorącą herbatkę z cytryną (wiecie, że herbata z cytryną może przyczyniać się do alzheimera?)... do momentu najazdu moich rodziców - ale to zupełnie inna historia... bo w tej chodzi o to, że już dziś siadając do klawiatury patrzę, a na cudnie wyszorowanym cifem (bo nic innego nie daje rady) białym blacie naszych biurek tona sadzy - again... w bloku obok palą w piecach i to czym popadnie... sadza jest wszędzie - na stołach, w zupie, na ulubionej białej bluzce i wszystkich białych plamach Rapka, z łapami włącznie... zatem, aby się nie denerwować zarządziłam STOP dla BIELI.... póki co...
pod spodem pierwsze efekty...


zatęskniło mi się za kształtem obłym... kwadrat cudny, ale trza czasem zrobić im przerwę... koła przecież też miłe dla oka, a wianki jak najbardziej na czasie - bo przecież zima na emigracji w USA, a wiosna za nią nie płacze... a że jednak temperatury jesienne to wianki, oczywiście, lepiej żeby sweterki miały... zatem włączyłam sobie dwa ostatnie dostępne mi internetowo odcinki "Rancza" i wyprodukowałam wiankowe przydasie...



wzięłam w rękę to po lewej i poszłam do małża z pytaniem, co to...
- kurka? - niepewnie zapytał małż... - króliczek? 
- nie widzisz?! to ptaszek! 




pomysł, a jakże, ściągnięty od Jareckiej... nie byłabym sobą, gdybym go nieco nie zmodyfikowała... wykorzystałam african flower, którego naumiałam się swego czasu TU...

 

brakuje jeszcze oczków... nóżków nie będzie - będą siedzieć na wiankach po turecku... 


zauważyłam - o, zgrozo - że szkodzi mi wypoczywanie... czuję się permanentnie zmęczona, coraz słabsza i obolała...  powodów szukam w PMSie, przesileniu wiosennym, reakcji na leki hormonalne i takich tam pierdołach... lekarka podejrzewa cukrzycę z ewentualnością nawrotu depresji... wiadomo, czyjej wersji będę sie trzymać ;)
ok, wracam do produkcji listków, biedronek i podkładowego sweterka na wianek... w myślach dziełu nadałam tytuł "czarna inez"... hehehe
wysyłam nieco ciepła... :* wraz sprzed walentynkowym ptasim całuskiem


18 komentarzy:

  1. Piękne, wiosenne prace wyszły spod Twoich rąk :) Ptaszki są cudne, takie kolorowe :) Ale ja do tematu dzielenia się sukcesami z małżonkiem podchodzę inaczej - mówię po prostu "zobacz jakie śliczne ptaszki/kwiatuszki/serwetki zrobiłam :) podobają Ci się?" dzięki temu unikam niepokojącej ciszy i zgadywania :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja właśnie chcę tego zgadywania... bo jak małż pozna, co to stworzyłam, to już nikt inny mieć nie będzie wątpliwości co poeta miał na myśli... :D

      Usuń
  2. Lady Fanaberia uświadomiłaś mi, że ja też tak swojego mężczyznę podchodzę i właściwie zawsze osiągam upragnioną opinię (uwaga: czasem zdarzają się wyjątki!) :D... i zdaję sobie sprawę, że nie jest obiektywna, ale zaspokaja moją chwilową próżność :D Potem zwracam się do właściwego recenzenta :). Kolorki żywe, energetyczne, że żyć się chce!!! Kształt obły jak najbardziej na tak, ale mnie zafascynował ten wianek w sweterku????? :) Miłej niedzieli!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja, bez względu na to co uszyję zawsze pytam się: I co, może tak być? Wtedy bidna chłopina nie musi zgadywać co autorka miała na myśli ;-)
    Buziaki :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeszcze można pytać stwierdzeniem: "piękne, prawda kochanie?" ;D

      Usuń
  4. widzialam juz te ptaszki gdzies:) Bardzo fajnie wygladaja w girlandzie:))

    OdpowiedzUsuń
  5. O jej, co wy chcecie od chłopiny! Przecież jego pierwszy strzał to kurka, a co kurka to nie ptaszek!? Jak napisałaś o tym śląskim deszczu to dopiero powęszyłam po Twoim profilu i dojrzałam, że jesteś z Bytomia! Wreszcie jakaś (fajna ;P) blogerka z "moich" okolic :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. powiem, małżowi, ze kobita w jego obronie stanęła... pewnie się wzruszy ;) a wiecie, ze nie ważne jak i co pisze o małżu, to jego man-ego jest połechtane... ;D
      to my sąsiadki? qrcze, a ja bidole, ze kawy z kim wypić ostatnio nie ma... ;D

      Usuń
  6. Co prawda kawy nie pijam, ale herbatka i ciacho zzzzawsze spoko ;) No ty piszesz, że koleżanki się wykruszyły, ja sobie myślę "skąd ja to znam", a tu Gizrapka po sąsiedzku! hehe, może Bytom od Katowic to nie "rzut beretem", ale dla chcącego nic trudnego ;D Pozdrowienia dla małża!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. małż grzecznie podziękował... ;) bywało, ze i codziennie w Katowicach bywałam... zastanawiam się tylko, gdzie tam teraz dobra herbaciarnia...? za to wiem, gdzie dobrze karmią... "złoty osiołek" - chłopy tam jeść nie chcą... ;)

      Usuń
  7. Jakie piękne kolory, chyba poczułaś już wiosnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, czuję, czuję... ptaszki tak już świergają;)

      Usuń

Dziękuję za każde słowo :)