„(…) proces twórczy zawarty w tworzeniu działa uzdrawiająco, a podstawą tego procesu jest to, że większość ludzkich myśli i uczuć wyraża się bardziej w obrazach niż słowach. Dzięki temu ludzie zajmujący się tworzeniem lepiej radzą sobie ze stresem i urazami psychicznymi, nabywają zdolności poznawcze i doznają objawów radości, jaką daje obcowanie ze sztuką”.

W. Szulc, Historia Arteterapeutyki, „Edukacja i Dialog”, 8/2006

Translate

sobota, 20 lutego 2016

TERAPIE WG GIZRAPKI.., czyli jak spedzić soboete na poprawianiu nastroju...

witajcie...
dziś - dzięki Bogu - przypomniałam sobie, że za swoje szczęście odpowiadam ja sama i chociażbym nie wiem, jak chciała - nikt tego za mnie nie zrobi... odnalazłam szybko listę 100 poprawiaczy nastroju, które pomogą podnieść poziom oksytocyny... i tak zrobiłam sobie szmatoterapię - nic tak nie łagodzi obyczajów jak porządnie wytarta podłoga i umyty zlew na błysk... 

następnie fototerapia... słońce zaświeciło, więc spokojnie mogłam zrobić fotki swoich nowych "uszytek" - jak niektóre z was sympatycznie to nazywają :)


na pierwszym planie dwie łosiowe poduchy... zaraz za nimi brązowa i dwie "drzewowe"... jestem z nich dumna, bo zamykają się na zamki (moje pierwsze wszyte na maszynie zamki) i są lekko usztywnione fizeliną  ;) i to wszystko na nowej maszynie :) łosie namalowane własnymi ręcami...

pokrowiec na tapczan w ciągu pierwszej godziny swojej bytności został tak ubrudzony przez psy, że poszedł kąpać się w  pralce... z resztą - same nudy - duża połać brązowego materiału :)


za całość inspiracji odpowiedzialny jest - zakupiony przedświątecznie - jeleń... małż martwi się, że moja podświadomość chyba coś chce mu powiedzieć... ;D nic z tych rzeczy, po prostu uwielbiam tą kiczowatość z rykowiska ;) no, bo jak jej nie uwielbiać?


co do poprawiania nastroju... po południu zrobiłam sobie dogoterapię - w lesie... większość trasy - po wczorajszych opadach śniegu - musieliśmy z psami pokonać kraulem... ;) przytargałam nieco mchu... czas pomyśleć o wiosennych wiankach... leży teraz ta zieleń, schnie, a ja podglądam, czy coś z niej nie wypełza...

wysyłam nieco ciepła :*


8 komentarzy:

  1. Iście terapeutyczny dzień. Czytając posta sama poczułam jak i u mnie wzrasta poziom oksytocyny ;)) Poduszki są (jak to mówi dzisiejsza młodzież) mega!

    OdpowiedzUsuń
  2. Łosiowe poduchy są świetne, podziwiam talent malarski, a te "drzewiowe" ... fantastyczny motyw. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Poduszki z łosiami rewelacja, śliczne rysunki i fajne kolory.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczne podusie :-) Świetny sposób, żeby poprawić sobie samopoczucie :-)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. piękne :) zapraszam do siebie na candy www.mamaszyjezosi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Poduszki urocze! Mąż ma poczucie humoru :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde słowo :)