„(…) proces twórczy zawarty w tworzeniu działa uzdrawiająco, a podstawą tego procesu jest to, że większość ludzkich myśli i uczuć wyraża się bardziej w obrazach niż słowach. Dzięki temu ludzie zajmujący się tworzeniem lepiej radzą sobie ze stresem i urazami psychicznymi, nabywają zdolności poznawcze i doznają objawów radości, jaką daje obcowanie ze sztuką”.

W. Szulc, Historia Arteterapeutyki, „Edukacja i Dialog”, 8/2006

Translate

wtorek, 18 kwietnia 2017

POSWIATECZNIE.., czyli o kroliczym rozroscie...

witajcie,
już w oktawie wielkanocnej... 
jakoś tak mam, że w okresie blisko-przedświatecznym czy w same święta nie mam ani czasu, ani głowy do tego, żeby publikować cokolwiek na Fb czy blogu... z życzeniami włącznie... pewnie można nazwać to niegrzecznym czy podobnie... a mnie po prostu pochłania rzeczywistość - i tak wolę ;)

jest też tak, że pracuję na dwóch etatach plus studia... więc na przygotowania świąteczne jest niewiele czasu.. w tym roku np. pracowałam jeszcze i wielką sobotę... koleżanki dopytywały, co z wiankami... zdążyłam jedynie zrobić szydełkowe jajka (i nie wyobrażajcie sobie tutaj koronkowych cudeniek ;)), no i królewska rodzina królicza ;)


zaczęło się od zobaczenia takiego czerwonego na pintereście, poszukania wzoru i zrobieniu ojca rodu... ;)


może już nie w tym roku, ale na przyszły jak znalazł - TU znalazłam schemat... fakt, ze w obcym języku, ale spokojnie można połapać... ;)

potem już tylko wymyślałam kolorki :) w końcu jajek do osłonienia w te święta jest sporo ;)

Madzia zamówiła różowyego...


mi się spodobał ten niebieski...


...i świeżo zielony ;)


jak na króliki to niewiele ich zdążyłam wyprodukować, ale też żaden nie ostał się w domu... zatem pewnie za rok pojawią się nowe..


wysyłam mnóstwo ciepła... :* u nas powiało chłodem

piątek, 31 marca 2017

SERCOWE SPRAWY.., czyli o dalszych próbach krawieckich...

witajcie,
koleżanka z pracy poprosiła mnie o kilka serduszek na wzór gotowca... bo już nie może kupić, a "wie, ze kiedyś takie robiłam"...


owszem, z filcu, szyte ręcznie... :/ przyznam się wam, ze nie lubię roboty na zamówienie... niesamowicie się wtedy stresuję... inaczej, gdy ktoś zobaczy jakiś mój rękoczyn i chce właśnie taki... chociaż i wtedy mam problemy z wyceną... z poczuciem winy, że może za drogo? a z drugiej strony dostaję mnóstwo komentarzy, ze się w ogóle nie cenię, ze psuję rynek, czy nawet dostaje mi się od "polskiej chinki"...


jeszcze gorzej, gdy ktoś zamawia... wtedy gryzę się niepewnością, czy wyjdzie, czy się spodoba, bezlitośnie krytykuję każdą krzywiznę czy niedoróbkę... w wyniku czego jeszcze bardziej obniżam cenę... :/ na koniec przysięgam sobie, ze już nigdy nikomu... aż do kolejnego zamówienia

popatrzcie... tu oryginał:


proste, zgrabne, śliczne...
a to moje:


nie potrafię szyć na maszynie - zwłaszcza takie maleństwa...


serduszka nie przekraczają 5 cm...


największy problem miałam z wszyciem sznureczków... kilka serduszek poszło do kosza...


zamawiająca dziewczyna często kupuje ode mnie ozdoby - wianki, ozdoby choinkowe... i mam wrażenie, że ciągle kręci nosem... w przeciwieństwie do innej koleżanki, która wyraża swój zachwyt (ach, jak mnie to łechce!), ta przymyka oczy, krzywi usta i kupuje jakby była zmuszana... pomijając, ze długo czekam potem na pieniążki... 

eh, serduszkowa sprawa... też macie takie dylematy?


 przesyłam sporo ciepła :*

środa, 29 marca 2017

MIS, AGAIN..., czyli o nieistniejacym baloniku...

witajcie,
na tego misiaczka miałam smaka już od dawna... wzór był, ale jakoś tak do rąk wpadały inne robótki :) znacie to, prawda?

no i jest... nieco daleki od ideału... :/


miś jakby z cyrku... cały jego urok polegał na tym, że w dłoni trzymał balonik... i zrobiłam - jak wzór przykazał - oczko w oczko... schody zaczęły się w przymocowywaniu balonika do rączki.. zużyłam różne druty, uruchomiłam całą swoją myśl techniczną i... dałam za wygraną...


miś otrzymał więc piłkę...


nie wygląda na szczęśliwego... trudno...


no, dobra, nie obrażaj się... może jeszcze wpadnie mi do głowy pomysł jak przyczepić balonik...


wysyłamy sporo ciepła :*

niedziela, 26 marca 2017

ZOMBIE.., czyli o tym, co leży na kanapie...

witajcie :)

na kanapie leży leń, nic nie robi cały dzień
o, wypraszam sobie, jak to ja nic nie robię?!
a kto leży na kanapie?!

i to jeszcze przymuszony, niewinny, pochorowany... :(
cały marzec choruję... nie wyleżałam pierwszej infekcji, to tydzień temu powaliła mnie kolejna z zapaleniem zatok... dwa dni w pracy i... jelitówka... zakończona kolką pęcherzyka żółciowego... mam wrażenie, ze kolejny wirus to już mnie zabije...
więc grzecznie leżę drugi tydzień - nie, żeby to było w mej naturze... nawet na robótki niewiele sił było... a plany wielkie są, oj, są...


a co u was, kochani?
wysyłam nieco ciepła :*

wtorek, 7 marca 2017

KROWI GRZECHOTNIK.., czyli o czarno-białym widzeniu...

witajcie :)
w grudniu na świat przyszła Nina - córka mojej koleżanki... chciałam obdarować dzieciątko - jako ta dobra wróżka - małym prezencikiem... próbowałam najpierw coś kombinować z filcu - ale połowiczny efekt już mnie nie zadowalała... zatem wróciłam do metod sprawdzonych - szydełka... i tak powstał kolejny grzechotnik - tym razem krowi ;)


dawno temu przeczytałam, ze maleńkie dzieci widzą najpierw jedynie kolor zielony... kilka lat później czytałam już, ze widzą głównie biało-czarno...na wszelki wypadek każdy z kolorów ma swoje miejsce..


czarno-biała jest krowa... o zielonych oczach, bo je dużo trawy... ;)


gdyby jednak okazało się za kilka lat, że jednak dzieci widzą czerwony lub różowy, oprócz grzechotki krowa ma i dzwoneczek... jak nie zobaczy, to chociaż Nina usłyszy... ;)


mocno wszystko pozszywałam, bo jakkolwiek naukowcy nie opiszą poznawcze aspekty zmysłów niemowlęcych z doświadczenia wiem, że dziecaki na pewno sprawdzają świat ustami ;)
wysyłam sporo ciepła :*


niedziela, 5 marca 2017

TWORCZE INSPIRACJE.., czyli sie pochwale...

witajcie,
na początku tego roku dostałam maila z propozycją umieszczenia wizytówki swojego bloga w Twórczych Inspiracjach.... czemu miałabym się nie zgodzić? ;)
tak oto proszę bardzo..


to dość przyjemne, prawda? zatem dziękuje redakcji :)


w tym akurat numerze jest dla mnie kilka rzeczy do spróbowania - ot, chociażby haftowana pisanka z Podlasia... :)


znalazłam się tam w doborowym towarzystwie :) to poniżej już całkiem dobrze mi znane ;)
wysyłam nieco ciepła :* wiosna! wiosna!

poniedziałek, 27 lutego 2017

HAMOWANIE.., czyli o wychodzeniu Myszorow z nory...

witajcie,
ciało jest mądre... głowa potrafi oszukać, ale ciało nie kłamie... jeśli baterie są na wyczerpaniu, głowa znajdzie tysiące powodów na zrobienie kolejnej rzeczy i podjecie aktywności... ciało powie stop! położy przeziębieniem do łóżka... ;) to dobrze, prawda?
państwo Myszorowie chcieli wyjść z norki już dawno... ale ciągle czasu nie było na dokończenie... no i są!


jeszcze ciepło ubrani, bo jakby nie było - w kalendarzu luty, mimo 14 stopni za oknem


pani Myszorowa ma sukienusię zrobioną - a jakże - na drutach (ależ dumna jestem z siebie!)... zapinaną na maleńkie guziczki...


pan Myszor zadowolił się li tylko szalem...


udana z nich parka, co nie?
wysyłam sporo ciepła... :* wracam pod kocyk


sobota, 25 lutego 2017

WIOSNA TUZ, TUZ..., czyli o króliczych przymiarkach...

witajcie,
wciągnęłam się w filcowe słodkości... wypróbowałam więc przepis na królika...


był taki słodki, ze nie mogłam się oprzeć... bo kto by mógł?


jeszcze nie wiem, co z nim zrobię... może wskoczy na któryś wiosenny wianek? może broszka-gigant? breloczek? macie pomysły?


wysyłam mnóstwo ciepła :*

środa, 22 lutego 2017

DLA WIELBICIELI SOW.., czyli o prezentach jeszcze jeden post...

witajcie,
filcowanie ciąg dalszy... ;)
o mały włos zapomniałabym wam pokazać zawieszki na drzwi - ubiegłoroczny prezent bożonarodzeniowy dla moich siostrzenic... widzieliście już sowie poduchy do nowych pokoików TU, czas poszerzyć ofertę... :) no, dobra, już bez "gadania"... przed państwem sowy, again...


przepis podobny jak na leniwca czy pandę...


pomysł ściągnięty z netu... owszem


ale wybór kolorów narzucony przez dziewczyny... 4-letnia Magda lubi róż, a 10letnia Baśka woli fiolet... 


i właściwie niewiele więcej mam do dodania...
wysyłam nieco ciepła :*

niedziela, 19 lutego 2017

OSOBISTY ZWIERZAK PRZYBOCZNY.., czyli o nadrabianiu zaległosci

witajcie,
zaniedbałam się blogowo... swoją dobę muszę podzielić na pracę zarobkową, zarobkowo-przyjemną, studiowanie i regenerację, czyli najczęściej sen i przygotowywanie posiłków... a propos posiłków - zauważyłam, ze im zdrowsze są, tym bardziej boli mnie brzuch... ;) ale to na marginesie

aby umilić sobie obie prace, zabieram ze sobą zwierza... nie wierzycie? popatrzcie!
ot, takiego na przykład leniwca... o jakże charakterystycznych dla mnie cechach... ;)


wpina się go w klapę, w sweterek czy co tam jeszcze i już ma się miłą przypominajkę, że w pracy nie ma co przesadzać... ;)


dobrze też czasem zabrać pandę...


chociażby dlatego, ze jest słodziutka... czy w tych oczach nie czai się prośba - wracajmy już do domu? trudno odmówić ;)


jak widzicie, kochani, zebrało mnie na filcowe szaleństwa... przepis na takowe broszki jest prosty: wymyślasz sobie zwierzaka, znajdujesz rysunek/wzór w necie, drukujesz w odpowiedniej skali, wycinasz z filcu, zszywasz, wypychasz, doszywasz coś do przypinania i masz!

i taka prostotę lubię najbardziej...
wysyłam sporo ciepła :*